Wspieramy pacjentów z Przewlekłą Chorobą Nerek (PChN) oraz ich bliskich, pomagamy im uporać się z przeciwnościami, jakie niesie konieczność leczenia zachowawczego, zmiany stylu życia czy terapii nerkozastepczej.

+48 5605 448 693

osod@osod.info
ul. Wilczy Stok 12; 30-237 Kraków

Aktualności

Poniedziałek - Piątek

09:00 - 17:00

+48 501 781 723

osod@osod.info

ul. Wilczy Stok 12

30-237 Kraków

Follow Us
Ogólnopolskie Stowarzyszenie Moje Nerki  >  KIM BYŁA HALINKA, NO WŁAŚNIE BYŁA…

 

 

Moja Historia

 

Wspomnienie

Historia Halinki

 

Poznałam ją 15 lat temu, gdy rozpoczęłam dializy w nowej dla mnie stacji dializ w Krakowie.

 

Od razu zagadała, opowiedziała co i jak wygląda na stacji dializ, ze szczegółami opisała z kim będę na dializie,  na zmianie i kto kim jest. Pożartowała i zrobiło się swojsko. Jeździłyśmy na tą samą zmianę i tym samym transportem. Była drobną osobą, pełną energii do życia. Potrafiła całą drogę opowiadać i dawać wiele przydatnych rad życiowych.

 

Halinka miała przeszczepione serce jako jedna z pierwszych osób w Krakowie. Dobrze wspominała swojego lekarza, który dał jej „nowe serce”.

 

Poznałam całe życie Halinki bo lubiła opowiadać i wspominać. Lubiła się podzielić wrażeniami, czasem wyżalić. Trzymałyśmy się razem we trzy bo była jeszcze Iwona. Wzajemnie jedna drugą motywowała do działań, spotkań i ogólnie do życia.

 

Dzieciństwo Halinki było ciężkie, trochę chorowała ale nikt jej nie leczył. W domu się nie przelewało i trzeba było pracować. Gdy poznała męża miała nadzieję, że będzie łatwiej. Niestety kilka dni przed ślubem spotkała ich ogromna, podwójna tragedia rodzinna. Po pewnym czasie otrząsnęli się z mężem, zaczęli pracę, chcieli mieć dzieci. Znowu inaczej los się ułożył. Halinka zachorowała bardzo poważnie na serce i musiała mieć przeszczep serca aby żyć. Udało się i zaczął się nowy etap życia.

 

Żyli z mężem bardzo skromnie bo dużo pieniędzy pochłaniało leczenie. Po kilku latach mąż poważnie zachorował na nowotwór płuc. Podleczył się ale nie mógł pracować. Utrzymywali się z rent. Czasami komuś pomagali w lżejszych pracach a że byli sumienni w tym co robią znajomi chętnie dawali im pracę.

 

Mimo wszystko Halinka umiała dobrze „gospodarzyć” jak sama mówiła. Wykorzystała wszystko co miała, co dorobiła lub to co czasami otrzymała od innych ludzi. Miała wokół siebie bardzo pomocne osoby, które nie były jej rodziną ale pomagały, bo po prostu ją lubiły.

 

Jeśli ktoś jej pomógł to zawsze chciała się odwdzięczyć aż nadto. Sama doświadczyłam, bo gdy prosiła mnie czasami o wypełnienie dokumentów a naprawdę robiłam to bezinteresownie, ona z wdzięczności zawsze tym co miała podzieliła się ze mną.

 

Jak słyszała o większej biedzie od swojej to musiała wesprzeć potrzebujących bo inaczej spać by nie mogła. Mówiła “ja jeszcze się mogę obejść bez tego a im jest ciężko”.

 

Niekiedy wykupiła komuś leki, podzieliła się jedzeniem, czasami zorganizowała ubrania dla kogoś, znalazła fachowca do remontu, zrobiła zakupy dla leżącego na oddziale… To były drobiazgi ale dawane z serca.

 

Sama jednego roku na Boże Narodzenie otrzymała szlachetną paczkę, nawet nie wiadomo kto ją zgłosił. Spełniło się jej marzenie o telewizorze z dużym ekranem bo słabo widziała i butach wygodnych dla męża Staszka. Paczkę przygotowały jej dzieci ze szkoły podstawowej z Wieliczki. Chciała im podziękować osobiście jednak już była w kiepskim stanie i nie miała siły.

 

Ja jeździłam z nią na dializy przez około trzy lata. Potem ona miała przeszczepioną nerkę. Za rok ja też miałam przeszczepioną nerkę. Miałam trudny początek ale Halinka raz, dwa razy dziennie musiała zadzwonić do mnie a gdy nie odebrałam to 20 razy dzwoniła bo chciała się upewnić, że żyję. Po pierwsze lubiła wiedzieć co się dzieje a po drugie mobilizowała do życia i powrotu do zdrowia. Potrafiła tak wyczuć i powiedzieć kilka zdań, że od razu na nogi człowiek stawał i chciał żyć i walczyć o zdrowie.

 

Ja wiedziałam wszystko co u niej się dzieje, co jadła, z kim rozmawiała, gdzie była, co kupiła, jakie ceny i gdzie najtaniej. Mało tego, wiedziałam też dużo o jej znajomych a nawet nigdy ich nie widziałam.  O mnie, jej znajomi też wszystko wiedzieli. Pozdrawialiśmy się wzajemnie przez Halinkę nawet się nie znając. Taka była, szczera aż do bólu ze wszystkimi, czy to był lekarz, czy ktoś znajomy czy nie znajomy…. Czasem ją to gubiło lub ktoś wykorzystywał albo się obrażał.

 

Razem przeżywałyśmy leczenie infekcji po przeszczepie i konsultowały, co która ma zlecone. Ją leczył inny lekarz a mnie inny. To była norma, że co usłyszała ode mnie np. czym jestem leczona pytała swojego lekarza czy może mieć to samo bo Dorota to ma i pomogło. W końcu lekarz powiedział, żeby leczyła ją Dorota. Oczywiście żartem bo Halinkę znali, wiedzieli jaka jest i że, musi się upewnić u kilku osób, że tak ma być.

 

Tak naprawdę ja bałam się cokolwiek doradzić Halince, nawet jaką herbatę ziołową pić bo zdawałam sobie sprawę, że u niej po przeszczepie serca to zupełnie inaczej wszystko może być. Ale zawsze dzwoniła do mnie i pytała czy może to, czy tamto i jakoś jej było raźniej chorować gdy powiedziałam, że jeśli lekarz zlecił to można.

 

Pierwszy przeszczep nerki funkcjonował u niej około 2,5 roku z ciągłymi powikłaniami. Potem dializy i otrzymała po pewnym czasie drugi przeszczep nerki.

 

Na chwilę miała odpoczynek od dializ, około trzech lat. Wszystko może byłoby dobrze gdyby nie wirus paskudny, który przyplątał się przy drugim przeszczepie. Bardzo cierpiała z tego powodu, nie można go było wyleczyć bo leki szkodziły na serce. Często mi mówiła, że wszystkie przeszczepy razem to pikuś w porównaniu z tym wirusem, który mnożył się po całym ciele.

 

Płakała w samotności a przy ludziach starała się być radosna. Chciała żyć przede wszystkim dla męża a wiele razy już stała na krawędzi.

 

Siłę i spokój aby to znosić dawała jej wiara w Boga i modlitwa. Lubiła mieć wysprzątane, miała rękę do kwiatów i pięknie u niej rosły wewnątrz i na zewnątrz. Robiła sobie przetwory na zimę, soki malinowe i inne. Lubiły jat dzieci, nazywały babcią i ona je też uwielbiała. Przeżywała gdy u któregoś znajomego dziecka coś się działo, martwiła się jak o swoje.

 

Była wdzięczna zawsze, nawet za dobre słowo. Lekarze, pielęgniarki jeśli obdarzyli ja uśmiechem to już była szczęśliwa i dla niej już był to najlepszy lekarz czy pielęgniarka. Przeżywała gdy ktoś niemiło jej odpowiedział, zaraz łzy w oczach i strach przed kolejną wizytą. Nie lubiła czarnych scenariuszy o stanie swojego zdrowia. Wolała gdy lekarz powiedział, że będzie dobrze, będą się starać zaradzić…..

 

Gdy od tygodnia telefon uporczywie milczał, przeczuwałam co może to oznaczać.

 

W dzień gdy miała być szczepiona na covid, na stacji dializ dowiedziała się, że ma już wirusa. Trafiła do szpitala w piątek. Ostatni raz  zadzwoniła do mnie w poniedziałek, mówiła o planach na Święta Wielkanocne.  Martwiła się jak mąż poradzi sobie bez niej w życiu….

 

Słyszałam jak bardzo ją już męczy rozmowa ale…. musi jeszcze wstać i uprać koszulki bo nie ma zapasowych….

Covid nie odpuścił, zabrał Halinkę 26 marca, już i tak wcześniej bardzo słabą i schorowaną.

Tyle jeszcze rozmów niedokończonych między nami a telefon milczał…..

 

Wiem, że Halince jest już lepiej, wypracowała to swoim życiem….

 

Teraz na początku kwietnia 2021 r.  miała obchodzić 26 rocznicę przeszczepienia serca. Rok temu znajomi na 25 lecie chcieli zrobić piękne przyjęcie ale też covid pokrzyżował plany. Zrobili teraz, tyle że trochę inne przyjęcie….

 

Jej mąż Staszek również zaraził się covidem, nie dzwonił, nie dawał znać co z nim i Halinką. Okazało się, że był też słaby, nie miał siły dzwonić, miał kwarantannę i nie mógł pożegnać się z żoną. Zawsze wszędzie razem to tym boleśniej przeżywał tą sytuację.

 

Powtarzała mi od pewnego czasu Halinka, że ma przygotowaną niebieską sukienkę….zresztą ze wszystkim była przygotowana na ostatnią drogę….

 

Smutne, że tej sukienki nie mogła założyć… przywiązywała wagę do takich rzeczy….

 

Nie chciała aby się smucić tylko zawsze mieć nadzieję, plany…

Brakuje tych telefonów…

 

Pa Halinka

 

Wspomnienie napisała Dorota Ligęza

 

Ps. Mąż Halinki bardzo przeżywał rozstanie, samotność, nie mógł miejsca dla siebie znaleźć. Zanosił jej kwiaty na grób, palił znicze. Z okna widział wzgórek gdzie spoczywała żona i niewyobrażalnie tęsknił.

Wieczorem, wrześniowego dnia poczuł się źle, trafił do szpitala i rano zmarł, 5 miesięcy po śmierci żony. Połączyli się na zawsze.

 

Treść OSMN służą wyłącznie celom informacyjnym i edukacyjnym. Nasza strona internetowa nie ma na celu zastąpienia profesjonalnej porady medycznej, diagnozy lub leczenia.
OSMN nie ponosi odpowiedzialności wynikającej z zastosowania informacji zamieszczonych na stronie.
Skip to content