PIŻAMKA I NA ODDZIAŁ, NERKI CI WYSIADŁY
Moja historia
Piżamka i na oddział, nerki ci wysiadły – Karolina
Rok 2009 a dokładnie 4 listopada – dzień wydawałoby się, że normalny jak każdy a jednak nie. Był to czas kiedy jeszcze chodziłam do technikum ogrodniczego. Rano wyszykowałam się i myślałam, że będzie wszystko dobrze. Niestety, w drodze do szkoły zaczął się koszmar. W połowie drogi złapałam się znaku drogowego stojącego przy ulicy ponieważ zrobiło mi się słabo i zaczęło mi bić szybko serce. Po kilku minutach postoju, zamiast iść do szkoły, wsiadłam w tramwaj, który akurat podjeżdżał. Pojechałam do galerii handlowej z nadzieją, że ktoś tam będzie mi w stanie pomóc. W tamtym czasie przeszła mi przez głowę myśl, że może akurat w takim miejscu znajduje się punkt medyczny – niestety to nie Ameryka. Kiedy byłam już w środku galerii spytałam ochroniarza o punkt pomocy medyczny. W odpowiedzi usłyszałam, że jest tylko apteka, wiec udałam się do niej. Poprosiłam panią farmaceutkę o pomoc i powiedziałam co mi się przytrafiło w drodze do szkoły. Dostałam do siedzenia krzesło i szklankę wody do picia. Serce nadal waliło mi jak młot. Po pół godzinie farmaceutki postanowiły wezwać do mnie karetkę pogotowia. Kiedy sanitariusze prowadzili mnie do karetki to miałam oczywiście mnóstwo obserwatorów po drodze jak to zwykle bywa gdy się coś dzieje. Krótko mówiąc; byłam w centrum uwagi, normalnie poczułam się jak „GWIAZDA”. W karetce zmierzono mi ciśnienie krwi – było wysokie 150/100. Ratownicy założyli mi wenflon i zawieźli do szpitala. W szpitalu miałam zbadane parametry, zrobiono mi ekg i pobrano krew. Stało się coś dziwnego ponieważ krew w probówkach momentalnie zakrzepła. Ja nie mając właściwie żadnej wiedzy medycznej na tamten czas czułam jednak, że coś jest ze mną nie tak. Zmartwiłam się i trochę przeraziłam. Dostałam tabletkę pod język na zbicie ciśnienia i po tym całym incydencie zostałam wysłana do domu. Pamiętam, że wtedy byłam bardzo przejęta swoim stanem zdrowia. Zadzwoniłam do mamy, która była w swojej pracy i powiedziałam jak zostałam potraktowana. W tępię błyskawicy moja mama zjawiła się u mnie w szpitalu. Po drugim podejściu i z podniesionym tonem mama poprosiła lekarza o ponowne pobranie mi krwi. Tym razem nie skrzepła i po dobrych 3 godzinach czekania przyszły moje wyniki z laboratorium. Lekarz poprosił mnie o podejście aby omówić wynik. W głębi ducha miałam nadzieję, że nic specjalnego mi nie jest. Wyniki niestety okazały się tragiczne. Kiedy pani doktor trzymała moje wyniki spojrzała z przerażeniem na mnie i powiedziała, cytuje; „piżamka i na oddział, nerki ci wysiadły”. Natychmiast z dziewczyny uśmiechniętej, tryskającej energią stałam się osobą z wielkim „dołem” i smutkiem w oczach. Tak zaczęła się moja przygoda z chorobą.
Nie miałam zielonego pojęcia o chorobie nerek a już zupełnie czymś kosmicznym było leczenie dializami. Szybko uzupełniłam wiedzę i już wiedziałam, że moje życie będzie totalnie inaczej wyglądać. Zaczęłam chorować miesiąc przed moimi 18 urodzinami wiec świat mi się zawalił i to w ciągu ułamka sekundy. Miałam plany aby zaraz po urodzinach wyjechać za granicę i tam układać sobie życie ale los chciał inaczej.
Przechodziłam różne etapy związane z chorobą. Nie sądziłam, że będzie aż tak ciężko. Organizm co jakiś czas lubi spłatać mi różne figle. Na tle psychicznym też miałam niezłe przeboje; stany lękowe, nerwicę. Kiedy nauczyłam się już żyć z chorobą wszystko wróciło do normy. Czasami rzecz jasna, są gorsze dni i gorszy nastrój ale pewnie większość osób tak ma.
Dializowana byłam przez 5 lat metodą dializy otrzewnowej. W roku 2014, dnia 21 lipca miałam przeszczepioną nerkę. Wcale jednak dobrze się nie czułam, chyba przez to, że brałam dużo leków. Miałam nadciśnienie tętnicze a tabletki nie pomagały. Co gorsze, często trafiłam do szpitala z powodu zakażeń czy infekcji różnymi bakteriami. Przeszczepiona nerka wytrzymała tylko 2 lata. Pewnego dnia w czerwcu w 2016 r., który okazał się moim najgorszym dniem w życiu, obudziłam się rano z okropnym kłującym bólem brzucha po lewej stronie, prawie w pachwinie. Było mi bardzo słabo i okropnie mnie mdliło. Poszłam do łazienki. usiadłam na krawędzi wanny i miałam głowę pochylona nad zlewem ponieważ myślałam, że zaraz zwymiotuję. Po dłuższej chwili siedzenia w łazience podszedł do mnie mój dziadek i spytał co mi jest. Ja ledwo mogłam już odpowiedzieć, że nie mam pojęcia i że boli mnie brzuch. Bez chwili namysłu zadzwonił po karetkę. Kiedy przyjechała karetka, zabrali mnie do niej ale nic nie pamiętałam ponieważ straciłam przytomność. Obudziłam się dopiero na oddziale transplantologii na sali. Zobaczyłam nad sobą panią doktor, która powiedziała, że mam bardzo złe wyniki trzustki i w trybie natychmiastowym jadę na blok operacyjny. Po tej informacji ponownie straciłam przytomność. Stoczyłam wielką walkę sama ze sobą a właściwie ze swoim organizmem. Leżałam na OIOMie przez 3 miesiące jak roślinka a cały pobyt w szpitalu trwał łącznie pół roku. Wyszłam do domu dzień przed wigilią 2016 roku.
W czasie półrocznego pobytu w szpitalu doświadczyłam, „śmieje się„ chyba wszystko co było możliwe. Na OIOMie umierałam 5 razy w tym miałam śmierć kliniczną. Złapałam zapalenie woreczka osierdziowego, zbierał mi się płyn i również musiałam być operowana na serce. Brzuch „krojony” miałam chyba z 10 razy albo więcej. Długi pobyt i powikłania doprowadziły do zapadnięcia się płuca i do wielu innych przykrych dolegliwości i cierpienia. Strasznym a zarazem ciekawym doświadczeniem była konieczność uczenia się na nowo mówienia. Kiedy wyszłam z OIOMu już bez rurek w buzi i mając 26 lat zaczęłam też na nowo uczyć się chodzić i czasami było przy tym dużo śmiechu.
Po całych tych przejściach niestety wróciłam również na dializy, tym razem były to hemodializy. Jestem już 7 rok na hemodializach ale też nie obeszło się bez paru małych przejść zdrowotnych na szczęście nie tak dramatycznych. W roku 2018 miałam zrobiona przetokę do dializ, która w tym roku w styczniu stanęła. Wróciłam na cewnik w pachwinie udowej co nie jest wygodne ale już się przyzwyczaiłam. W roku 2021 miałam jeszcze operacje na pęcherzyk żółciowy. Na dzień dzisiejszy nic mi specjalnego nie dolega poza dializami ale kto wie co jeszcze za numer wykręci mi mój organizm. Powoli robię badania do ponownego przeszczepienia pomimo, że mam wiele obaw. Po tych wszystkich sytuacja które mnie spotkały i spotykają stałam się silniejszą osobą i myślę, że wiele osób może brać ze mnie przykład aby się nie poddawać i walczyć o siebie. Dziś jestem szczęśliwa, w ogóle nie wyglądam jakbym chorowała. W 2020 r. wdrapałam się na Śnieżkę, ciężko było ale dałam radę. Jestem wolontariuszem w Osiedlowym Centrum Seniora, kocham gotować, tańczyć i śpiewać. Uczę się języka włoskiego, pisze wiersze i swoją książkę. Kolejną moją pasją jest czytanie książek. Kocham góry i w październiku planuje zaliczyć kolejne ciekawe wysokości nad poziomem morza. Taka jest moja historia i może zainspiruje kogoś aby nie rezygnować z życia i marzeń. Na koniec mogę tylko dodać żeby zawsze wierzyć w siebie i nigdy się nie poddawać.
Karolina (sierpień 2023)